Anglia uważana jest za ojczyznę futbolu. To Anglicy wymyślili zasady gry i spopularyzowali ten sport na świecie, choć na początku bronili się rękami i nogami przed międzynarodową rywalizacją butnie twierdząc, że nie ma ona sensu, gdyż i tak są najlepsi. Po latach nic w zasadzie się nie zmieniło w ich podejściu, choć podstawy aby tak twierdzić nie mają racjonalnych przesłanek. Premier League, zdecydowanie dominuje na rynku praw medialnych, właścicielami klubów są miliarderzy, a kontakty reklamowe są liczone ... jakżeby inaczej w miliardach funtów.
Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle w pucharach? Wyniki osiągane przez angielskie kluby ciężko nazwać tragicznymi, jednak biorąc pod uwagę środki finansowe, jakimi dysponują i porównać je z osiągnięciami w ostatnich latach to trudno powiedzieć, że budzą one respekt w Europie. Po angielskich boiskach biegają grube miliony funtów, za przeciętnych angielskich piłkarzy, którym kilka razy udało się prosto kopnąć piłkę płaci się miliony. Kluby z kontynentu, wyczuwając świetną koniunkturę, jaką ma futbol na Wyspach żądają cen zaporowych, licząc na to że wyspiarskie kluby, nie liczące się specjalnie z kasą i tak zmiękną i koniec końców zapłacą. Kuleje szkolenie młodzieży, gdyż jest czasochłonne i mało opłacalne. Lepiej rozwijać sieć skautingu i penetrować słabsze ekonomicznie rynki piłkarskie, czyli w zasadzie wszystkie rynki poza UK.Takie podejście odbija się czkawką na reprezentacji, która kompromituje się co dwa lata na każdym większym turnieju. Piłkarze grają w reprezentacji za karę, mając gdzieś kibiców, zupełnie nie rozumiejąc pojęcia dumy narodowej.
Mam wrażenie, że to wszystko kiedyś pieprznie z hukiem. Ludzie mają dość chłamu i bycia oszukiwanym na każdym kroku szumnymi zapowiedziami, że tym razem nam się uda, jesteśmy świetnie przygotowani i nam zależy. Dawno temu, kiedy angielska piłka nie była jeszcze tak przesiąknięta kasą, a w klubach grało więcej wychowanków zdecydowanie łatwiej było się identyfikować z lokalną drużyna. Obecnie kluby zatrudniają najemników z całego świata, a co poniektórzy fani których nie stać na kupowanie biletów na Premier League lub mają dość wszechobecnej komercji przerzucają się na kibicowanie słabszym klubom. Jeśli to wszystko będzie szło w tym kierunku to trybuny świątyni futbolu - Wembley będą świecić pustkami jak na zorganizowanych tourach dla turystów.
Często fani biorą sprawy w swoje ręce. Chyba najdobitniejszym przykładem jest grupa fanów Manchester United, którzy dostali zakazy stadionowe i stworzyli własny klub United of Manchester. Jest to klub zarządzany w głównej mierze przez kibiców, brakuje tej całej papki, jaka towarzyszy klubom grającym na wyższym szczeblu i kto wie, czy inicjatywa kibiców z Manchesteru nie wywoła efektu domina i inni fani też stworzą własne struktury i podwaliny pod nowe piłkarskie kluby. Z roku na rok rosną ceny bilety, a zdobycie sezonowego karnetu na Arsenal czy inny klub z Londynu wiąże się byciem na kilkuletniej liście kolejkowej za bycie na której należy corocznie płacić nie mając żadnej gwarancji nabycia biletu sezonowego. Wcale nie lepiej jest z jednorazowymi biletami, co często wywołuje frustracje kibiców, jak to miało miejsce niedawno w Liverpoolu.
Angielska piłka jest zepsuta, zgniła od środka. Zwykli ludzie mają spore trudności aby się identyfikować, brakuje idoli, tzw. role models, którzy byliby w stanie porwać młodych adeptów futbolu, uzmysłowiając im, ze futbol to nie tylko środek do tego, aby szybko się wzbogacić i wieść puste życie, ale też i spoiwo budujące tożsamość lokalnych społeczności, co nie jest bez znaczenia w kraju multi-kulti. Brakuje ludzi pokroju Stevena Gerrarda, Davida Beckhama czy Franka Lamparda.
Jak można identyfikować się kimś, kto zarabia tygodniowo więcej niż nie jeden człowiek przez całe życie, kiedy widzisz, że mu nie zależy. To wszystko można jednak uratować wprowadzając model hiszpański, gdzie szkoli się dzieciaki zdecydowanie na większą skalę. Nie każdy może zostać Xavi czy Iniestą, ale zdecydowanie więcej hiszpańskich zawodników dostaje szansę w najwyższej klasie rozgrywkowej niż w Anglii. Reprezentacja Hiszpanii może ostatnio lekko rozczarowuje, ale to oni zdominowali ostatnią dekadę w futbolu reprezentacyjnym. Kibice, tzw. socios również mają więcej do powiedzenia w sprawach klubu. Do niedawna na takich zasadach funkcjonowała FC Barcelona, odnosząc praktycznie rokrocznie mniejsze lub większe sukcesy. Może wartałoby skorzystać z gotowych rozwiązań płynących prosto z Hiszpanii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz