Co zrobić aby uszczęśliwić kibica podczas wielkiej imprezy - temat rzeka. Jeśli spłycimy zagadnienie i skupimy się wyłącznie na kibicach reprezentacyjnych będzie odrobinę łatwiej. Oprócz wyników, które nakręcają koniunkturę potrzebna jest dobra organizacja. Kibic reprezentacji jest zupełnie innym konsumentem futbolu, bliżej mu do Janusza niż fanatyka. Na pewno będzie oczekiwał, że obejrzy mecz w komfortowych warunkach, zje i wypije ile zapragnie a potem sprawnie oddali się do domu własnym czy to publicznym środkiem transportu. Fanatykowi powyższe kwestie są właściwe obojętne. Ważne jest natomiast aby doping był lepszy niż przeciwnika, odpowiednia ilość flag i nieco pirotechniki aby zgrabnie spuentować całość. Wszystko to jest w gestii kibiców, tych mniej i tych bardziej zaangażowanych. Pozostałe kwestie to już domena organizatorów.
Miałem okazję obserwować z trybun 3 ostatnie turnieje rangi mistrzostw Europy i muszę przyznać, że najważniejszą kwestią jest umiejętność zrobienia czegoś więcej dla kibica niż przysłowiowe świecenie oczami w sytuacji, gdy zawaliło się kwestie organizacyjne. Aby to osiągnąć nie potrzeba wiele, wystarczą dobre chęci. Zamiast lać wodę posłużę się przykładem z 2008 roku, kiedy miałem okazję obserwować mecz o honor pomiędzy Polską a Chorwacją w Klagenfurcie. Sam fakt organizacji meczów w tym mieście był mocno dyskusyjny ze względu na niedostatki infrastrukturalne, brak lotniska i ograniczoną pojemność stadionu. Po pierwsze, jaki jest sens budować stadion na 30 tys. miejsc dla klubu, na którego mecze przychodzi nie więcej jak 5 tys ludzi. Po drugie, jak się mają tam dostać kibice, jeśli najbliższe lotnisko jest w Grazu, ponad 130 km od miejsca rozgrywania meczu. Dojazd autem też nie był komfortowy ze względu na ograniczoną ilość miejsc parkingowych wokół stadionu. Było to dziwne, bo miejsca było na tyle, że spokojnie dałoby radę przyjąć więcej samochodów, lecz zamiast tego w niedalekiej odległości od stadionu znajdowały się pola kukurydzy. Może było to bardziej dochodowe niż zarabianie na futbolu. Całkiem spora liczba wolontariuszy, mówiących po angielsku nieco retuszowała wymienione niedoskonałości.
Euro w Polsce to wielki sukces organizacyjny naszego kraju, biorąc pod uwagę, że wszystko musieliśmy budować od zera, począwszy od stadionów, a skończywszy na drogach. Oczywiście nie udało się zrealizować wszystkich inwestycji, co więcej niektóre planowane na rok 2012 do dziś nie zostały zrealizowane, ale należy wziąć pod uwagę z jakiej pozycji startowaliśmy w porównaniu z innymi krajami, które nie musiały inwestować w infrastrukturę drogową czy kolejową, a Włosi którzy przegrali z nami organizacje Euro na ostatniej prostej w przeddzień ogłoszenia decyzji o wyborze organizatora Euro 2012 twierdzili, że mają już wszystko poza biletami, które mogą wydrukować w okamgnieniu. Okazało się, że byli w głębokim błędzie, a ich stadiony budowane na MŚ'90 bardziej straszą niż zachęcają do odwiedzenia nawet dziś poza kilkoma wyjątkami. Co więcej, doskonała organizacja piłkarskiego Euro zaowocowała przyznaniem organizacji Mistrzostw Świata w siatkówce i Europy w piłce ręcznej. Ludzie, którzy przyjeżdżali do Polski z najdalszych zakątków Europy mogli porozumieć się w swoim języku będąc w naszym kraju, gdyż każde większe skupiska kibiców w miastach-organizatorach były obstawione wolontariuszami, mówiącymi w kilku językach. Przed meczami sporo działo się również wokół stadionów, jak i na nich samych. Organizatorzy nie puścili kibiców w samopas i organizowali minikoncerty czy tez pokazy artystyczne.
Francja w roku 2016, targana falą terroryzmu, strajkami, a także rosnącym poparciem dla nacjonalizmu miała przed sobą nie lada wyzwanie. O niechęci społeczeństwa do nauki języków obcych nawet nie wspominam, bo to temat powszechnie znany. Do transportu czy komunikacji miejskiej nie mogę się przyczepić, zawsze udawało mi się dojechać na czas. O bezpieczeństwo uczestników dbały siły policyjne, a także ochrona, która znacznie różni się od "karków" spotykanych na polskich stadionach podczas meczów ligowych. Dało się z nimi negocjować, można było uzyskać jakieś informacje. U nas na meczach ligowych, jakiekolwiek dyskusje mogą skończyć się zagazowaniem lub pałowaniem. Najbardziej przeszkadzał bałagan panujący na ulicach, związany ze strajkiem służb oczyszczania miasta, co powodowało, że odechciewało się zwiedzania. Czego brakowało? Nie miałem wrażenia, że Francja żyje tym turniejem, a nawet więcej, miałem poczucie, że jest to kolejna impreza organizowana we Francji, którą trzeba jakoś odbębnić, swoje zarobić i czekać na kolejną. Podróżując po Francji ciężko było się zorientować, że odbywa się tu Euro. Zrobiono też niewiele dla kibiców, którzy przybyli wcześniej na stadion aby ich czymś zając. Chodzi mi o wymienione wyżej pokazy artystyczne, minikoncerty czy jakieś konkursy dla dzieciaków, cokolwiek. Nie było niczego poza fatalnym piwem i obleśnymi hamburgerami. Catering leżał podobnie jak stan czystości francuskich ulic.
Mimo tych niedociągnięć Euro we Francji oceniam jako udane pod względem organizacyjnym, zaraz po polskim. Austriackiego nie mogę miarodajnie ocenić po spędziłem wówczas w Austrii tylko 3 dni. Co sprawiło, że Euro zostało uratowane? Odpowiedź jest prosta - kibice, to oni zazwyczaj ratują tyłki zagubionym organizatorom robiąc za nich całą robotę. Potrafią się zorganizować i sprawić, że miasta na jakiś czas ożywają a ludzie w nich mieszkający przyłączają się do wspólnej zabawy, zapominając o problemach dnia codziennego. Wiadomo, że Polak musi ocenić polskie Euro najwyżej, aczkolwiek nie tylko sentymenty składają się na taką ocenę, a odbiór naszej gościnności za granicą i fala pozytywnych opinii płynąca zewsząd.
Mam wrażenie, że Euro w Polsce było niejako kamieniem milowym w budowaniu zaufania do naszego kraju, jeśli chodzi o organizację dużych imprez, nie tylko sportowych, ale też i politycznych (szczyt NATO) czy religijnych (ŚDM w Krakowie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz