Jesteśmy na ostatniej prostej w walce o Ligę Mistrzów. Mistrz Polski - Legia Warszawa w najbliższych tygodniach może przełamać dwudziestoletnią klątwę, związaną z nieobecnością polskich drużyn w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach świata. Na drodze staje mistrz Irlandii - Dundalk FC, grający w mało znanej przeciętnemu pochłaniaczowi futbolu lidze - Irish Premier Division.
Liga irlandzka to nie jest liga o której pokazywanie biją się stacje telewizyjne, poziom sportowy również nie powala na łopatki, a pieniądze jakie tam się zarabia często nie pozwalają zawodnikom na zapewnienie sobie bezpieczeństwa finansowego i dlatego często trudnią się innymi zajęciami. Hasło Against Modern Football zdecydowanie pasuje do tego, co widziałem w Irlandii w lipcu 2010 roku, kiedy miałem okazję oglądać z wysokości trybun mecz Galway United - Bray Wanderers.
Ogólnie rzec biorąc mój tygodniowy wypad do Irlandii zakładał wszytko tylko nie to, że pojawię się na Eamonn Decay Park w Galway. Było zwiedzanie Dublina. Limerick i Galway, była eskapada do Connemara, na klify Moheru i przede wszystkim do najbardziej schizowego miejsca, w jakim dotychczas byłem - na wyspy Arana. Brakowało mi czasu, a skojarzenia, jakie budziła we mnie liga irlandzka nie były zerojedynkowe, a 06, 07, 05, 04. Takie właśnie wyniki osiągały wówczas kluby z zielonej wyspy we wstępnych fazach europejskich pucharów. Jak widać trochę się zmieniło od tamtego czasu, skoro mistrz Irlandii ma już zapewniony przynajmniej udział w fazie grupowej Ligi Europy. No dobra, ale jak było wtedy, a więc mały flashback z roku 2010.
Napisać, że marketing klubowy w Galway kuleje, to jak nic nie pisać. Sklepik klubowy mieścił się wówczas w baraczku z blachy falistej, wyglądającym jakby został pożyczony na czas meczu od budowlańców. Tam starszy pan sprzedawał szaliki, koszulki i inne niezbędniki piłkarskiego fana. Były też pierdoły dla Januszy jak kubki, breloczki czy odznaki. Dziarski emeryt głośno zachęcał do sprzedaży, ale większego zainteresowania nie udało mu się rozbudzić. I to tyle, zero plakatów na mieście, jakieś tam krótkie artykuły w lokalnej prasie, która pisała więcej o tzw. gaelic football, dziwnym sporcie, którego mój prosty umysł nie ogarnia. Stąd też nikłe zainteresowanie miejscowej ludności tym wydarzeniem.
Brakowało mi też odpowiedniego opakowania dla produktu, jakim jest mecz piłkarski. Chyba nikt tego meczu nie transmitował. Ktoś tam coś nagrywał dla telewizji klubowej, przynajmniej tak mi się wydawało. Stadion nie prezentował się okazale, coś jak Nieciecza ewentualnie obiekty klubów z naszej II ligi. Dookoła stadionu zielone pastwiska i wypasające się krowy. Widok to niesamowity, a zarazem pokazujący na jak mało poważnym meczu się znalazłem. Zdjęcie potwierdzające zaistniałą sytuację postaram się wrzucić później. Sam mecz to rąbanka przez 90 minut, długa piłka i kwintesencja taktyki kick 'n' rush. Jedno trzeba przyznać pod względem cech wolicjonalnych piłkarze obu stron nie ustępowali rugbystom. Dla porządku, mecz zakończył się wynikiem 2-2 i to goście o dziwo sprawiali lepsze wrażenie mimo, że papierowym faworytem było Galway. Patrząc z perspektywy czasu na ten mecz wydaję mi się, że gdyby opakować go trochę lepiej, tzn. rozegrać go na lepszym stadionie przy bardziej licznej publiczności to mój odbiór ligi irlandzkiej byłby trochę lepszy. Fani miejscowej drużyny wywiesili kilka flag, było trochę okrzyków z trybun, ale ciężko było to nazwać żywiołowym dopingiem. Typowy piknik.
Irlandia to piękny kraj. Każdemu polecam wypad do Irlandii co najmniej na tydzień, ale liga piłkarska w tym kraju to taka piłkarska hipsterka. Byłem, widziałem, dupy nie urywa. Słyszałem, że naprawdę fajnie jest na meczach futbolu irlandzkiego rozgrywanych na Croke Park, gdzie potrafi przyjść 80 tys. ludzi, podobnie jest na meczach rugby. Każdy irlandzki piłkarz, jeśli ma choć odrobinę talentu już w wieku kilkunastu lat znajduje się w Anglii i tam przechodzi piłkarską edukację. Irlandia jest dla tych mniej utalentowanych lub ludzi grających hobbystycznie. Jeśli więc Legia Warszawa - klub z budżetem znacznie przekraczającym 100 mln zł nie przejdzie irlandzkiej przeszkody w eliminacjach Champions League to będzie to jasny sygnał, że być może nadchodzi czas zmienić sposób zarabiania na życie. Piłkarze Legii zagrają z zespołem, który rywalizuje w lidze na której mecze przychodzi około 2 tys. ludzi, gdzie większość zawodników to półamatorzy lub ludzie, którzy traktują piłkę nożną hobbystycznie. Legia ma obowiązek nie tylko wygrać z Dundalk FC, a zrobić to w sposób przekonujący, a co będzie w Lidze Mistrzów to już czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz