- Najlepiej być dobrym Polakiem.
- Ale co to znaczy?
- Szanować innych, pomagać w miarę potrzeby i pamiętać o nich, nie tylko gdy jest dobrze i świeci słońce.
- A czyż to nie opis, jak być po prostu dobrym człowiekiem.
- No cóż...
Nie jestem lewakiem. Napiszę dosadniej, cholernie daleko brakuje mi do lewaka, ale też z uporem maniaka nie zamykam się w swoich poglądach, starając się wysłuchać co inni mają do powiedzenia. Najwyżej mogę się z nimi nie zgodzić i pozostaniemy przy swoich punktach widzenia. Jednak jako człowiekowi, któremu bliżej do kołczanu prawilności, nawet mnie przyszło zaobserwować w ostatnim czasie prawdziwy potok artykułów o rosnącej fali nacjonalizmu w Polsce. Często czołówki gazet, czy portale informacyjne zalewają informacje o pobiciach cudzoziemców w Polsce. Jest to niepokojąca tendencja, która odzwierciedla nastroje społeczne panujące w Polsce. Gdyby pochylić się nad genezą wspomnianego zjawiska, wydaje się, że problem ma nieco głębsze podłoże. Nie jest to zjawisko, z którym boryka się wyłącznie nasz kraj, gdyż zjawisko nacjonalizmu czy rosnącej fali ksenofobii obserwuje się w niemal całej Europie. Do głosu dochodzą ugrupowania polityczne, krzewiące niechęć do obcych, takie jak Front Narodowy we Francji, UKIP w Wielkiej Brytanii czy Partia Ludowa w Danii. Jest ich o wiele więcej, ale chyba te są najszerzej komentowane w europejskich mediach. Niechęć do obcokrajowców jest powszechnie znana w Czechach, Bułgarii czy na Węgrzech.
Naszła mnie refleksja, że nastroje obecnie panujące w Europie odzwierciedlają sytuację, jaka miała miejsce na starym kontynencie w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie sugeruję, że zaraz zaczną się kryształowe noce czy czystki etniczne, które doprowadzą do rozwiązania siłowego, czyli wybuchu wojny, gdyż wierzę, że jako Europejczycy jesteśmy bogatsi o doświadczenia z przeszłości i jesteśmy w stanie wyciągnąć konstruktywne wnioski, jak do wspomnianych wydarzeń nie dopuścić. Nie wierzę też w teorie spiskowe, ale czasami zastanawiam się, czy komuś na rękę nie byłby wybuch wojny w Europie, przecież nie od dziś wiadomo, że nic tak nie napędzą gospodarki jak wojna właśnie. Tym kimś, kogo sugeruję jako beneficjenta wojny są oczywiście USA. To właśnie dzięki wybuchowi wojny w Europie Stany Zjednoczone, początkowo stojące z boku - stały się światowym supermocarstwem, dostarczając broń a później wykorzystując powojenną słabość europejskich gospodarek. Czyż to głównie nie USA rozpieprzyły Afrykę Północną i Bliski Wschód szerząc swoją wizję demokracji. Czy to nie my Europejczycy musimy teraz sprzątać po nich ten cały bałagan, który zrobili. Świat byłby o wiele bardziej stabilniejszy z Kaddafim, Husajnem, Mubarakiem czy Asadem. Wspomniani wyżej przywódcy nie byli może demokratami w rozumieniu europejskiego pojęcia demokracji, ale przynajmniej za ich rządów był porządek. Za to teraz mamy falę uchodźców, przetaczającą się przez Europę. Zbyt dużym uproszczeniem byłoby napisać, że to tylko USA są prowodyrem niestabilności na świecie, bo również państwa takie jak Francja czy Wielka Brytania dołożyły swoją cegiełkę do destabilizacji Bliskiego Wschodu, ale nikt mi nie wmówi, że kraje te wykazałaby taką inicjatywę, gdyby nie "zachęta" USA. Teraz my - Europejczycy borykamy się z problemami Bliskiego Wschodu, a Stany umywają ręce. Nie jesteśmy w stanie sami poradzić sobie z problemem uchodźców i jawnej niechęci do nich bez pomocy Stanów Zjednoczonych i Turcji. Rząd w Waszyngtonie powinien bardziej zaangażować się w walkę z ISIS i posprzątać Irak i Syrię wysyłając tam wojska lądowe. Inaczej zabawa w kotka i myszkę z Państwem Islamskim może potrwać dziesięciolecia. Turcja, chcąc wejść do Unii Europejskiej, o ile jeszcze chce do niej wchodzić powinna współpracować z Unią w zakresie pomocy uchodźcom już na miejscu w Syrii. Ciężko zdefiniować politykę zagraniczną Turcji, z jednej strony jest w NATO, z drugiej coraz ściślej współpracuje z Rosją, nie tylko gospodarczo. Do niedawna wspierała ISIS w walce z Kurdami, teraz zwalcza obie grupy.
Te wszystkie kwestie muszą być jak najszybciej uregulowane, jeśli nie to nacjonalizm i ksenofobia będzie w Europie na krzywej wznoszącej i doprowadzi to do rozpadu Unii Europejskiej, powstania nowej "Żelaznej Kurtyny" i cholera wie czego jeszcze. Ludzie boją się obcych, jest to jak najbardziej naturalne. Strach przed czymś obcym, niepoznanym tkwi w człowieku od czasów pierwotnych. Nie można suwerennym narodom mówić, jak mają żyć i z kim chcą żyć, dlatego nie podoba mi się dyktat Unii o kwotach imigrantów dla każdego państwa. Skoro Niemcy zadeklarowały się przyjąć milion przybyszów to widocznie mają pomysł, jak wspomnianą grupę wpasować w społeczeństwo. Nie jest też tajemnicą, że niemiecka gospodarka, chcąc utrzymać swój rozmach potrzebuje poprawić liczby w demografii. Jednakże Niemcy nie mogą narzucać innym krajom bezwarunkowego przyjmowania imigrantów. Unia nie jest lub nie powinna być Stanami Zjednoczonymi Europy pod przywództwem Niemiec, a dobrowolnym związkiem państw, które rzeczywiście w Unii chcą być i korzystać ze swobód jakie daje przepływ kapitału.
Ale co my Polacy mamy zrobić, skoro jesteśmy w tej "cholernej" Unii Europejskiej i chcemy w niej coś znaczyć? Nie uważam aby przyjęcie nawet małej grupy uchodźców było dobrym rozwiązaniem. Może to doprowadzić do jeszcze większych podziałów w społeczeństwie, gdyż przeciwników przyjmowania uchodźców nie brakuje również po lewej stronie. I tak czmychnęliby przy najbliższej nadarzającej się okazji dalej na Zachód, a my Polacy mający własne problemy mielibyśmy Państwu Polskiemu za złe, że nie pomaga w pierwszej kolejności własnym obywatelom. Nie jesteśmy mentalnie gotowi i długo nie będziemy na przyjmowaniu ludzi z obcego kręgu kulturowego, gdyż ich asymilacja jest w Polsce niemożliwa. Wyznawane przez naród polski wartości są zdecydowanie sprzeczne z wartościami, reprezentowanymi przez Irakijczyków, Syryjczyków itp. Mamy do tego prawo aby żyć po swojemu, gdyż jako suwerenne państwo możemy sobie na to pozwolić. Jako kraj, który też w pewnym stopniu wziął udział w inwazji chociażby na Irak powinniśmy współpracować ze wspomnianą Turcją czy USA w zakresie rozwiązywania problemu już u źródła, czyli innymi słowy wysłanie pomocy humanitarnej byłoby jak najbardziej rozsądną formą pomocy. To też mieści w zakresie bycia dobrym człowiekiem i pomagania innym w miarę swoich możliwości. Może nie jest do końca etyczne, ale eksperymentowanie z multi-kulti jest jeszcze bardziej ryzykowne. Postawienie swojego kraju, swojego narodu na pierwszym miejscu w moim przekonaniu definiuje współczesny patriotyzm. Należy przy tym szanować innych, jeśli inni szanują ciebie. Nie należy nadużywać symboli narodowych w życiu codziennym zwłaszcza w ubiorze, bo to jest nie patriotyzm tylko tzw. tekstylny pseudopatriotyzm. Tego się trzymajmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz