sobota, 17 września 2016

Nacjonalizm a patriotyzm i jak tu się nie pogubić

- Co to znaczy być patriotą?
-  Najlepiej być dobrym Polakiem.
- Ale co to znaczy?
- Szanować innych, pomagać w miarę potrzeby i pamiętać o nich, nie tylko gdy jest dobrze i świeci słońce.
- A czyż to nie opis, jak być po prostu dobrym człowiekiem.
- No cóż...

Nie jestem lewakiem. Napiszę dosadniej, cholernie daleko brakuje mi do lewaka, ale też z uporem maniaka nie zamykam się w swoich poglądach, starając się wysłuchać co inni mają do powiedzenia. Najwyżej mogę się z nimi nie zgodzić i pozostaniemy przy swoich punktach widzenia. Jednak jako człowiekowi, któremu bliżej do kołczanu prawilności, nawet mnie przyszło zaobserwować w ostatnim czasie prawdziwy potok artykułów  o rosnącej fali nacjonalizmu w Polsce. Często czołówki gazet, czy portale informacyjne zalewają informacje o pobiciach cudzoziemców w Polsce. Jest to niepokojąca tendencja, która odzwierciedla  nastroje społeczne panujące w Polsce. Gdyby pochylić się nad genezą wspomnianego zjawiska, wydaje się, że problem ma nieco głębsze podłoże. Nie jest to zjawisko, z którym boryka się wyłącznie nasz kraj, gdyż zjawisko nacjonalizmu czy rosnącej fali ksenofobii obserwuje się w niemal całej Europie. Do głosu dochodzą ugrupowania polityczne, krzewiące niechęć do obcych, takie jak Front Narodowy we Francji, UKIP w Wielkiej Brytanii czy Partia Ludowa w Danii. Jest ich o wiele więcej, ale chyba te są najszerzej komentowane w europejskich mediach. Niechęć do obcokrajowców jest powszechnie znana w Czechach, Bułgarii czy na Węgrzech. 



Naszła mnie refleksja, że nastroje obecnie panujące w Europie odzwierciedlają sytuację, jaka miała miejsce na starym kontynencie w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie sugeruję, że zaraz zaczną się kryształowe noce czy czystki etniczne, które doprowadzą do rozwiązania siłowego, czyli wybuchu wojny, gdyż wierzę, że jako Europejczycy jesteśmy bogatsi o doświadczenia z przeszłości i jesteśmy w stanie wyciągnąć konstruktywne wnioski, jak do wspomnianych wydarzeń nie dopuścić. Nie wierzę też w teorie spiskowe, ale czasami zastanawiam się, czy komuś na rękę nie byłby wybuch wojny w Europie, przecież nie od dziś wiadomo, że nic tak nie napędzą gospodarki jak wojna właśnie. Tym kimś, kogo sugeruję jako beneficjenta wojny są oczywiście USA. To właśnie dzięki wybuchowi wojny w Europie Stany Zjednoczone, początkowo stojące z boku - stały się światowym supermocarstwem, dostarczając broń a później wykorzystując powojenną słabość europejskich gospodarek. Czyż to głównie nie USA rozpieprzyły Afrykę Północną i Bliski Wschód szerząc swoją wizję demokracji. Czy to nie my Europejczycy musimy teraz sprzątać po nich ten cały bałagan, który zrobili. Świat byłby o wiele bardziej stabilniejszy z Kaddafim, Husajnem, Mubarakiem czy Asadem. Wspomniani wyżej przywódcy nie byli może demokratami w rozumieniu europejskiego pojęcia demokracji, ale przynajmniej za ich rządów był porządek. Za to teraz mamy falę uchodźców, przetaczającą się przez Europę. Zbyt dużym uproszczeniem byłoby napisać, że to tylko USA są prowodyrem niestabilności na świecie, bo również państwa takie jak Francja czy Wielka Brytania dołożyły swoją cegiełkę do destabilizacji Bliskiego Wschodu, ale nikt mi nie wmówi, że kraje te wykazałaby taką inicjatywę, gdyby nie "zachęta" USA. Teraz my - Europejczycy borykamy się z problemami Bliskiego Wschodu, a Stany umywają ręce. Nie jesteśmy w stanie sami poradzić sobie z problemem uchodźców i jawnej niechęci do nich bez pomocy Stanów Zjednoczonych i Turcji. Rząd w Waszyngtonie powinien bardziej zaangażować się w walkę z ISIS i posprzątać Irak i Syrię wysyłając tam wojska lądowe. Inaczej zabawa w kotka i myszkę z Państwem Islamskim może potrwać dziesięciolecia. Turcja, chcąc wejść do Unii Europejskiej, o ile jeszcze chce do niej wchodzić powinna współpracować z Unią w zakresie pomocy uchodźcom już na miejscu w Syrii. Ciężko zdefiniować politykę zagraniczną Turcji, z jednej strony jest w NATO, z drugiej coraz ściślej współpracuje z Rosją, nie tylko gospodarczo. Do niedawna wspierała ISIS w walce  z Kurdami, teraz zwalcza obie grupy. 
Te wszystkie kwestie muszą być jak najszybciej uregulowane, jeśli nie to nacjonalizm i ksenofobia będzie w Europie na krzywej wznoszącej i doprowadzi to do rozpadu Unii Europejskiej, powstania nowej "Żelaznej Kurtyny" i cholera wie czego jeszcze. Ludzie boją się obcych, jest to jak najbardziej naturalne. Strach przed czymś obcym, niepoznanym tkwi w człowieku od czasów pierwotnych. Nie można suwerennym narodom mówić, jak mają żyć i z kim chcą żyć, dlatego nie podoba mi się dyktat Unii o kwotach imigrantów dla każdego państwa. Skoro Niemcy zadeklarowały się przyjąć milion przybyszów to widocznie mają pomysł, jak wspomnianą grupę wpasować w społeczeństwo. Nie jest też tajemnicą, że niemiecka gospodarka, chcąc utrzymać swój rozmach potrzebuje poprawić liczby w demografii. Jednakże Niemcy nie mogą narzucać innym krajom bezwarunkowego przyjmowania imigrantów. Unia nie jest lub nie powinna być Stanami Zjednoczonymi Europy pod przywództwem Niemiec, a dobrowolnym związkiem państw, które rzeczywiście w Unii chcą być i korzystać ze swobód jakie daje przepływ kapitału.



Ale co my Polacy mamy zrobić, skoro jesteśmy w tej "cholernej" Unii Europejskiej i chcemy w niej coś znaczyć? Nie uważam aby przyjęcie nawet małej grupy uchodźców było dobrym rozwiązaniem. Może to doprowadzić do jeszcze większych podziałów w społeczeństwie, gdyż przeciwników przyjmowania uchodźców nie brakuje również po lewej stronie. I tak czmychnęliby przy najbliższej nadarzającej się okazji dalej na Zachód, a my Polacy mający własne problemy mielibyśmy Państwu Polskiemu za złe, że nie pomaga w pierwszej kolejności własnym obywatelom. Nie jesteśmy mentalnie gotowi i długo nie będziemy na przyjmowaniu ludzi z obcego kręgu kulturowego, gdyż ich asymilacja jest w Polsce niemożliwa. Wyznawane przez naród polski wartości są zdecydowanie sprzeczne z wartościami, reprezentowanymi przez Irakijczyków, Syryjczyków itp. Mamy do tego prawo aby żyć po swojemu, gdyż jako suwerenne państwo możemy sobie na to pozwolić. Jako kraj, który też w pewnym stopniu wziął udział w inwazji chociażby na Irak powinniśmy współpracować ze wspomnianą Turcją czy USA w zakresie rozwiązywania problemu już u źródła, czyli innymi słowy wysłanie pomocy humanitarnej byłoby jak najbardziej rozsądną formą pomocy. To też mieści w zakresie bycia dobrym człowiekiem i pomagania innym w miarę swoich możliwości. Może nie jest do końca etyczne, ale eksperymentowanie z multi-kulti jest jeszcze bardziej ryzykowne. Postawienie swojego kraju, swojego narodu na pierwszym miejscu w moim przekonaniu definiuje współczesny patriotyzm. Należy przy tym szanować innych, jeśli inni szanują ciebie. Nie należy nadużywać symboli narodowych w życiu codziennym zwłaszcza w ubiorze, bo to jest nie patriotyzm tylko tzw. tekstylny pseudopatriotyzm. Tego się trzymajmy.


sobota, 3 września 2016

Janusz - w polskiej kulturze masowej. Skąd to się wzięło

Kim właściwie jest Janusz? Często można usłyszeć stwierdzenia Janusze świata mody, Janusze polskich plaż,  czy Janusze motoryzacji, choć tam akurat królują Mirki. O tym jak ciężko być kibicem o tym imieniu i skąd właściwie to się wzięło.

Swój początek Janusz ma oczywiście w świecie futbolu i był to jeden z terminów, mający na celu zaszufladkować grupy  kibiców piłkarskich według  określonego kryterium, którym była siła przebicia i wzajemnego oddziaływania. Najwyżej w hierarchii stoi oczywiście chuliganka,  czyli członkowie bojówek, którzy na meczach pojawiają się z rzadka, raczej udzielają się na leśnych polanach, znajdujących się nieopodal zjazdów z autostrad wraz z innymi sobie podobnymi. Później mamy ultrasów, czyli grupę, która zajmuje się szeroko rozumianym dopingiem, organizacją opraw meczowych i budowaniem atmosfery podczas meczu. Najmniej znaczącą w hierarchii grupą są pikniki, jednakże jest to grupa najbardziej liczna, bo obejmującą zwykłych oglądaczy futbolu z elementami loży szyderców. Pikniki nie dopingują, raczej przez większość meczu siedzą cicho. Oczekują, że ich drużyna zawsze będzie wygrywać - wtedy ją kochają, a gdy przegrywa zaczynają wypominać piłkarzom wysokie kontrakty, rozwiązły tryb życia i sposób spędzania wolnego czasu, czyli głównie zakupy w galeriach handlowych. We wspomnianej grupie pikników mamy cały przekrój społeczny, począwszy od facetów w średnim wieku a skończywszy na paniach, które akurat przechodziły obok głośnego stadionu i wpadły z ciekawości. 

Dominującą pozycję w grupie pikników zajmują Janusze, to coś jak creme de la creme piknikarstwa. Są oni nieformalnymi przywódcami, zawsze mają sporo do powiedzenia, mają również przekonanie co do  nieomylności wygłaszanych przez siebie sądów i poczucie, że to oni są największym skarbem klubu piłkarskiego ze względu na znaczne środki, jakimi zasilają klubowy budżet. To oni przychodząc na stadion kupują czapki cylindryczne, szaliki i inne gadżety. To oni muszą w przerwie walnąć browara i zjeść tłustą kiełbasę lub hot-doga. Bez wspomnianych zachowań ciężko jest im emocjonować się meczem, który wydaje się jakiś taki niekompletny.


Płacą to również wymagają, a mianowicie zespół ma wygrywać, piłkarze mają walczyć do upadłego najlepiej w najsilniejszym składzie. Nie daj Bóg aby trener w meczu towarzyskim wystawił rezerwowy skład, wtedy Janusze masowo zaczną zwracać bilety, bo przecież oni nie  po to jechali z Pcimia czy Pierdziszewa Dolnego aby oglądać jakichś Lewczuków, Stępińskich czy Kucharczyków. Nie rozumieją, że mecze towarzyskie służą ogrywaniu zmienników czy też faktu, że są zasłoną dymną mającą zmylić sztab szkoleniowy kolejnego przeciwnika, co do ustawienia taktycznego czy też składu personalnego. Nie wytłumaczysz takiemu, że często jechałeś pociągiem na drugi koniec Polski w towarzystwie policji aby zobaczyć, jak twój klub zbiera oklep 4:0, a twoje  miejsce w pociągu  znajdowało się na metalowej półce na bagaże. 
Janusz chodzi głównie na mecze reprezentacji, nie tylko piłkarskiej, ale też często pojawia się na siatkówce czy piłce ręcznej. Dlaczego akurat te sporty? Ano dlatego, że póki co odnosimy w nich sukcesy, jeśli przestaniemy to też zmienią się jego preferencje. Raczej ciężko go spotkać na meczach ligowych w Polsce, nie jego poziom. Nie ma Ronaldo, Messiego czy Lewandowskiego, więc nie ma na kogo przyjść. Inaczej ma się sytuacja, gdy polski klub trafi na silny klub zagraniczny, tak jak Legia trafiła w Lidze Mistrzów na Real Madryt. Wtedy Janusz z miejsca staje się kibicem Legii i gna swoim Volkswagen golfem tyle ile fabryka dała -  do Warszawy aby wyrobić sobie kartę kibica  Legii i obejrzeć Legię, tfu... Real Madryt. Janusz oczywiście udaje, że zawsze ubóstwiał Legię, tylko jakoś nie było czasu wybrać się do warszawy na  mecz. 
Królem polskich Januszy jest ich samozwańczy przywódca, zwany Bobo - nazywany królem polskich kibiców. Facet nosi papierową koronę w złotym kolorze i chwali się, że zjeździł cały świat za drużyną narodową, a na mecze chodzi od 1978 r. Za to należy mu się szacunek, aczkolwiek jego wizerunek jest lekko groteskowy, najdelikatniej rzecz ujmując.


Drugim, najbardziej znanym polskim Januszem jest pan Staszek z Górnika Zabrze, który do niedawna, nie wiem jak jest teraz wręczał koguty piłkarzowi meczu w barwach Górnika. Była to na pewno sympatyczna akcja, ale serio w blisko czterdziestomilionowym kraju nagroda dla piłkarza meczu - kogut. Nawet Borat z Kazachstanu  by tego nie wymyślił. Piłkarze poprzez grzeczność przyjmowali podarek i często zaraz po oficjalnej ceremonii wręczenia nagrody oswabadzali biedne zwierzę. 



Janusze są na pewno pożyteczni, gdyż wnoszą troszeczkę  kolorytu do światka ruchu kibicowskiego, są na pewno hołubieni przez klubowych skarbników, gdyż wydają sporo pieniędzy podczas dni meczowych, nie odpalają też rac i przez to nie narażają klubu na dodatkowe koszty, związane z karami nakładanymi przez Komisję Ligi. Ja tam nic do nich nie mam, choć czasami mnie irytują. Jest dla nich miejsce na trybunach, jak dla wszystkich innych, bo każdy przeżywa mecz w inny sposób. Im więcej ludzi na stadionie tym lepiej,  a przecież o to chodzi.