wtorek, 19 lipca 2016

Zakazane Gęby Z Albanii

Cztery godziny do meczu Rumunia - Albania w Lyonie. Jadę tramwajem z lotniska Saint-Exupery na stadion. Tramwaj zdaje się unosić w powietrzu, żadnej w tym winy motorniczego, po prostu Albańczycy rozpoczynają już teraz swój mecz. Okrzykom i przyśpiewkom nie ma końca. Tramwaj płynie. Wielu z nich nic nie zapamięta z meczu, który jak się później okaże będzie jednym z najbardziej pamiętnych w dziejach albańskiej piłki. Do stadionu mamy około siedem przystanków. Na każdym z nich stoimy dużej niż powinniśmy. Moi kompani spod znaku dwugłowego orła w ekspresowym tempie opróżniają zawartość swoich żołądków do pobliskich koszów na śmieci. Alkohol i upał zbierają żniwo. Motorniczy stara się być wyrozumiały i cierpliwe czeka aż zechcą łaskawie wrócić do tramwaju. 

Dojeżdżamy wreszcie do stadionu, a uściślając jesteśmy około kilometra od niego. Policja nakazuje nam wsiadać do darmowego szynobusu, który zawiezie nas pod bramę główną. Na szczęście udaję mi się wymknąć z rozśpiewanego orszaku i przesiadam się na metro. Bycie na stadionie we Francji 3 godziny przed meczem to zły pomysł. Można umrzeć z nudów. Niestety pod tym względem organizatorzy nie stanęli na wysokości zadania, nie zapewniając kompletnie nic, co potrafiłoby ulżyć w mękach, związanych z oczekiwaniem na mecz.


Po 10 minutach jestem, jak mi się wydaje w centrum Lyonu. Wszędzie widać czerwone koszulki Albańczyków. Nawet w wypasionych furach na szwajcarskich blachach rozbijających się po mieście nie uświadczę innego koloru niż krwista czerwień. Czuję się trochę nieswojo, bo jestem ubrany w żółtą koszulkę, żywo przypominającą barwy rywala Albanii w dzisiejszy meczu. Dlatego oddalam się i wracam pod stadion.


Tam Albańczycy już w całkiem pokaźnej liczbie bawią się w najlepsze. Rumunów ani widu, ani słychu. Wielu z nich nosi tradycyjne nakrycie głowy, zwane "qeleshe."


Co rusz formują okręgi, milkną na jakiś czas, przysiadając na chwilę na czterech literach aby za chwilę wyskoczyć do góry, jak wystrzeleni z procy. Wygląda to rewelacyjnie. Na stadionie niestety nie do zrealizowania.


Albańczycy są silnie zaangażowani politycznie. Nie trzeba znać albańskiego aby to zauważyć. Cały czas na flagach widzę odwołania do Wielkiej Albanii z Kosowem i częścią Macedonii. Jeden z fanów poszedł po bandzie i przywołał Dardanię, historyczną krainę rzymską, która mniej więcej pokrywa się z terytorium dzisiejszego Kosowa.




Ogólnie rzec biorąc jestem przeciwny temu co robi FIFA i UEFA, która daje szansę gry drużynom narodowym z pseudokrajów, jakim jest Kosowo. Wkrótce pewnie powstanie reprezentacja Krymu, a za parędziesiąt lat pewnie pingwinów z Antarktydy ;-). 

Kobiety albańskie uroczo splatają dłonie pokazując dwugłowego orła - symbol Albanii. To w ramach rozluźnienia. Jest inaczej, ale wciąż jest moc. Nawet Janusze z Polski nie przeszkadzają, robiący sobie zdjęcia z prawdziwymi Albańczykami, a nie jakimiś podrabiańcami. 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz